Forum Wszystko o Psach Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

"Przygody Zielonego Psa"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wszystko o Psach Strona Główna -> Nasza twórczość / Literacko
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
i was david bowman
PieskiŚwiat


Dołączył: 24 Mar 2009
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Białystok

PostWysłany: Wto 18:46, 24 Mar 2009    Temat postu: "Przygody Zielonego Psa"

(Lubię pisać. To bajka dla dzieci i nie tylko. Dość obszerne, ale może ktoś przebrnie.)

Pewnego razu żył sobie Zielony Pies. Jako, że w okolicy, w której mieszkał nie było innych zwierząt, z którymi mógłby się zaprzyjaźnić, oddał swoje serce Zaczarowanemu Latawcowi. Obaj świetnie się rozumieli i potrafili bawić się od rana do późnego wieczora, ale tylko do chwili, kiedy słońce zachodziło za jezioro. Wtedy żegnali się czule i życzyli sobie kolorowych snów. Lękali się Nocy. Spotykali się wypoczęci następnego ranka. Nie zawsze mieli ochotę na zabawę. Czasem potrafili milczeć przez większość dnia i tylko patrzyli to na płynące po niebie chmury to na, od lat pustą drogę do miasta. Działo się to wtedy, kiedy Północny Wiatr przestawał szumieć w gałązkach wierzb. Bali się wszystkiego, czego nie rozumieli. Dawno temu, dwoje szczęśliwych dzieci namalowało na papierowej powierzchni Zaczarowanego Latawca wesołe oczy, kulfoniasty nos i uśmiechnięte usta. Potem dodały kilka piegów, ale tylko kilka, bo nagle Zaczarowany Latawiec wzleciał wysoko, wysoko do nieba, jakby dopiero co, przez tę szczęśliwą buzię wyrosły mu skrzydła. Zielony Pies, który znał tę historię, zapytał kiedyś przyjaciela:
- Czy bylibyśmy szczęśliwi bawiąc się co dzień, gdybyś miał zamiast piegów łzy? Gdyby dzieciom niechcący pędzel omsknął się po Twoim obliczu… Wiesz? Bardzo jest blisko od wesołych piegów do gorzkich łez.
Ale Zaczarowany Latawiec go nie zrozumiał. A Zielony Pies za bardzo go kochał, żeby w tak pięknej chwili mówić o smutku, z którego składa się świat. Westchnął.
- W każdym razie założę się, że będę przy wierzbach, zanim ty zdołasz poderwać się z ziemi!
I obaj, niebem i ziemią, popędzili w kierunku drzew.

Któregoś ranka Zielony Pies przybiegł jak zawsze na polanę i położywszy się na trawie, zaczął przyglądać się niebu. Ale, choć był bardzo cierpliwym psem, nie doczekał się Zaczarowanego Latawca. Mijały godziny, lecz wesoła, piegowata buzia nie pokazywała się na tle chmur.
- Dziwne… - powiedział zagryzając łodyżką perzu, a później, kiedy słonko zaszło już za jeziorem, wrócił do domu.
Nie zmrużył oka myśląc o przyjacielu.
Na drugi dzień przybiegł o wiele wcześniej, niż zwykł to czynić przy każdym spotkaniu z przyjacielem. I znów patrzył na darmo na przepływające chmury. Potem zasnął na trawie nie wróciwszy do domu.
Kiedy otworzył oczy trzeciego ranka, wiedział, że jego przyjaciel już nigdy nie wróci, że nigdy nie będą razem ścigać się do wierzb, ani przeglądać się w tafli jeziora, kiedy nie ma fal.
I poczuł smutek.
- Powiem ci, gdzie jest, jeśli coś mi dasz.
Zielony Pies rozejrzał się wokół.
- Jestem tu – powtórzył nieznajomy głos i cicho zachichotał.
- Gdzie?
- Ach… Jakiż ze mnie niemądry i gapowaty promyk…
- Jakim promykiem jesteś?
- Jestem Promykiem Nadziei. Sam chciałem do Ciebie przyjść, aby wskazać ci drogę. Chyba nawet uciekłem z domu…
- A gdzie mieszkasz, Promyku?
- Bardzo daleko. Niektórzy twierdzą nawet, że nie istnieję.
I znów głos cichutko zachichotał.
- A jednak jesteś przy mnie… - powiedział Zielony Pies i podniósł się z legowiska. – Mówiłeś, że powiesz mi, gdzie jest Zaczarowany Latawiec.
- Tak. To znaczy wskażę ci tylko drogę.
- To już coś, prawda?
- Ale chcę coś w zamian. Chcę, byś zabrał mnie ze sobą. Chciałbym odwiedzić miejsca, gdzie jeszcze mnie nie było. Po to się chyba ucieka z domu, prawda?
- Nie wiem, Promyku… Chcę odnaleźć przyjaciela.
- I ja ci w tym pomogę. Ruszajmy.
Po czym Zielony Pies razem z Promykiem Nadziei ruszyli w świat.

- Skąd wiesz, czy to dobra droga, Promyku? Idziemy już trzy dni patrząc się wciąż w niebo, a Latawca ciągle nie widać.
Zielony Pies zatrzymał się przy strumyku i zanurzył pysk w chłodnej wodzie.
- Zaraz się zakrztusisz – odpowiedział głos.
- Nie o to pyta… khe khe khe!!!
- A nie mówiłem.
- Oczywiście! Nic mi jeszcze nie powiedziałeś! Idziemy przed siebie po prostu!
- I dobrze! świat chociaż poznamy bardziej. Powinieneś się cieszyć. Dlaczego właściwie Zielony?
- Co?!
- Dlaczego jesteś zielony? Psy, które znam są albo brązowe, albo całe czarne, albo w ciapki, albo z krawatem i w skarpetkach, albo biało brązowe, albo biało brązowo czarne. A ty jesteś cały zielony! Dlaczego?
Zielony Pies przeskoczył strumyk. Zatrzymał się.
- Popatrz! – powiedział – tu jest jakaś ścieżka.
- ścieżki zwykle prowadzą do Ludzi.
- To coś złego?
- Nie. Lubię Ludzi. Założę się, że zaraz usłyszymy muzykę. Lubię muzykę. Chodźmy! „Szły ulicą cztery psy. Jeden w ciapki, drugi w łatki, trzeci nie miał na łbie czapki, a ten czwarty, najwięc warty, lubił grywać w chodzie w karty…la la la la la.”
I faktycznie. Gdy tylko Promyk skończył śpiewać zwrotkę nieznanej Psu piosenki, z daleka dobiegły ich odgłosy śpiewu.

„Jeden miecz i jedna tarcza!
Jeden karczmarz, jedna karczma!
Jeden życia podły kram.
Ram tam tam, ram tam tam!

Dalej, bracie! Zabij śmierć!
Zasiecz Ją na ćwierci ćwierć!
Dziewce żołądź wtocz, niech ma!
Bum tarara! Bum tara!”

Zielony Pies przysiadł. Nadchodził wieczór, a z nim także i chłód, który coraz częściej zaczynał doskwierać.
- Nie chcę tam iść, Promyku. Nie chcę do Ludzi.
- Chcesz odpocząć? „Szły ulicą cztery psy. Jeden w ciapki, drugi w łatki…”
I nagle zanikł śpiew. Pełne bólu wycie rozniosło się po lesie. Pies podkulił ogon i cofnął się.
- Nie wiem… - szepnął wystraszony Promyk. – Ludzie nie wydają takich odgłosów.
- Ciii…
Zielony Pies niepewnie wszedł na ścieżkę.
- Co robisz?! To może być niebezpieczne!
Ale on już przyspieszał kroku. Postawił uszy nasłuchując. Zaczął biec.
- Myślę, Promyku, że ktoś bardzo cierpi i bardzo się boi. Zboczymy trochę z drogi!
Po chwili Zielony Pies biegł tak szybko, jakby znów ścigał się z Zaczarowanym Latawcem. Zboczyli ze ścieżki i biegli pomiędzy drzewami, przedzierając się przez krzaki. Zapadała Noc, której Pies tak się lękał. Ale nie myślał o Nocy, a o tym przeraźliwym wyciu, które coraz mocniej zdawało się zbliżać. Przecięli polanę pełną wrzosów i nagle wycie ucichło. Zielony Pies zatrzymał się. Węszył i nasłuchiwał. Nie zgubił tropu. Wiedział, że Wilk jest już blisko. Tuż tuż…
- Nie zbliżaj się –zawarczał Wilk.
- Zaraz zniknę… - zaszeptał Promyk.
Noc nadchodziła szybko.
- Wiem, że bardzo cię boli. - spokojnie powiedział Zielony Pies
Przez chwilę było cicho. Tylko lekki wiatr szeleścił gałązkami świerków wśród których się znajdowali. Potem dał się słyszeć szczęk żelaza i z cienia wychylił się ogromny, wilczy łeb.
- Nie powinieneś się ruszać, kuzynie. Będziesz cierpiał jeszcze bardziej…
- A kim ty jesteś! – warknął Wilk. – Ci, którzy po mnie przyjdą będą na smyczach mieli podobnych do ciebie… Idź swoją drogą…
- Jesteś na mojej drodze, kuzynie.
Wilk warknął jeszcze raz, ale opadł na ziemię. Ciężko dyszał. Dopiero teraz Zielony Pies zobaczył, co się stało. Ciężkie, żelazne obręcze zaciskały się na ciele Wilka. Krew błyskała przy świetle wschodzącego Księżyca.
- Zostanę przez chwilę z Tobą, jeśli pozwolisz, kuzynie.
Pies położył się. Wilk z wysiłkiem zwrócił głowę ku ranie.
- Mam strzaskane żebra. Nie czuję łap… żyłem…
- Jeszcze żyjesz, kuzynie! – Przerwał mu zielony pies.
Wilk zaśmiał się krótko.
- Nie nauczono cię, że starszym się nie przerywa? Tak we własnym domu… Tak…
Gwałtownie opadła mu głowa. Pies uniósł głowę i po chwili powoli stanął na czterech łapach. Popatrzył w niebo, na którym zaczęły już pojawiać się pierwsze gwiazdy.
- Już nie cierpi. Możemy ruszać, Promyku.
Zielony Pies spojrzał jeszcze w kierunku ścieżki i nieśpiesznie ruszył w drugą stronę.

Dawno, dawno temu, nad piękną, zieloną łąką budził się dzień. Słońce, jako, że jest bardzo stare, powoli płynęło po bezchmurnym niebie. Bardzo lubiło przyglądać się ziemi i ogrzewać ją, ale nigdy nie zawracało sobie głowy troskami, które tam mieszkają. Słońce miało przecież własne troski.
Z trawy powoli znikały kropelki rosy, ale jedna kropelka wcale nie chciała zniknąć. Przeciwnie. Było jej bardzo wygodnie leżeć na mokrym i chrapiącym nosie małego i całkiem Zielonego Psa. Kropelka rosy bardzo też lubiła łaskotki.
- Apsik!
Zielony Pies podniósł głowę, ziewnął i oblizał się.
- Napiłbym się czegoś.
I ugryzł gałązkę trawy.
Jego towarzysz, Promyk Nadziei także się obudził.
- Uaaaaaaa!!! świecie, przybywam!!! Dzień dobry! Czy pytałem już ciebie, dlaczego jesteś cały zielony? Bo wiesz, ja znam takie całe czarne, albo całe brązowe, albo takie jasnobrązowe w białe ciapki…
- Dobrze już, dobrze. Nie krzycz tak. – Skarcił go Zielony Pies, ale tak, by nie zabrzmiało to groźnie. – Musimy ruszać dalej. Czuję, że idziemy w dobrym kierunku.
Popatrzył na niebo
- Promyku?
- Słucham?
- Mogę nadać ci jakieś imię?
Zielony Pies usłyszał cichy śmiech gdzieś za swoimi zielonymi uszami.
- Dobrze. Ale pamiętaj, że jeśli mnie nazwiesz, to nigdy już nie będę mógł cię opuścić. Tak już z nami jest.
- Hmmmm… Jesteś niewidoczny, nic nie jesz, czasami zadajesz niemądre pytania, a czasami potrafisz zniknąć…
- Znikam tylko wtedy, kiedy jesteś bardzo smutny. – Przerwał mu Promyk.
- Zgadzam się, żebyś ze mną został! – Zaśmiał się Zielony Pies. – Nazwę cię… Okruszkiem.
- Okruszek i Zielony Pies! Okruszek i Zielony Pies! – Cieszył się Promyk a słychać go było głośno i to ze wszystkich stron.
I tak dwaj towarzysze podróży ruszyli dalej w świat, w poszukiwaniu Zaczarowanego Latawca.
Szli długo przez las, bo bali się podążać drogami Ludzi. W międzyczasie Słońce zdążyło pokonać już większą część swojej drogi po niebie. świat stawał się coraz chłodniejszy i ciemniejszy.
- Czy wiesz, że biedronki potrafią mówić?
- Wiem. – Zaśmiał się Zielony Pies. – A chrząszcze potrafią śpiewać, prawda?!
- Nieprawda! – Obruszył się Okruszek. – Chrząszcze to mruki. A ważki? One są magiczne. Potrafią wiele rzeczy, wiesz?
Zielony pies przystanął, usiadł zrezygnowany i oblizał się już może setny raz, odkąd obudzili się rano.
- Pić mi się chce, Okruszku… Chce mi się tak pić, że chyba już dalej nigdzie nie pójdę. Nie mam już siły.
- Ze mną nie poddasz się już nigdy. Posłuchaj.
I nagle w małej główce Zielonego Psa pojawiła się melodia, a zaraz za nią, cichutko szeptane słowa.
„Wietrzyku, wietrzyku, północny wietrzyku
szum mu i nieś go ze swoją muzyką…”
I świat wokół tej fantastycznej kompanii zmienił się. Zielony Pies podkulił ogon ze strachu, ale piosenka była tak kojąca, że zaczął się nagle uśmiechać sam do siebie.
„Zanieś go tam, gdzie staw pod jaworem
Pod starym i mądrym jaworem”
Nad zieloną główkę nadleciały setki, tysiące, miliony kolorowych światełek! Muskały delikatnie zielone futro, na chwilę zmieniając sierść w kolory czerwieni, błękitu i seledynu. Psu zdawało się, że świat zaczyna się kręcić w kółko, ale było to bardzo przyjemne. Dobiegł do niego szum delikatnego wiatru i poczuł, że traci ziemię pod łapami. Słyszał cichy śmiech Okruszka, który pewnie sprawił te czary. Zielony Pies zamknął oczy i także się śmiał. Głośno! Najgłośniej, jak tylko potrafią śmiać się wszystkie Zielone Psy na świecie!
I poczuł zapach mleczu.
Otworzył oczy i zobaczył wodę. światełka znikły i szum wiatru powoli cichł.
- Woda! – Krzyknął i już chciał zanurzyć w niej pysk i ugasić pragnienie, ale usłyszał głos:
- Poproś.
Zielony Pies spytał niepewnie:
- To ty, Okruszku?
- Nie. To Ona…
Popatrzyli razem na duży staw o ciemnej i groźnej barwie.
- Można z Niej napić się tylko raz. To Woda Pytań. Ty chcesz pić, więc musisz być tu sam. Zostawię cię na tyle, na ile będzie to potrzebne. Bądź szczery.
- Okruszku!
Ale Zielony Pies słyszał już tylko szum spokojnych, ale groźnych fal. Popatrzył na nie i podniósł odważnie zieloną głowę.
- Proszę, daj mi się ciebie napić.
- Dobrze. Pamiętaj jednak, że Wody nie pije się bezkarnie.
Zielony Pies, najpierw niepewnie, ale zanurzył pysk w toni i po chwili ugasił pragnienie. Odszedł od tej ciemnej wody, której się bał i usiadł.
- Dziękuję.
Na wodzie pojawiło się więcej fal, jakby jakaś w niej postać zbliżyła się do brzegu.
-Teraz moja kolej. Za chwilę coś stracisz, psie o kolorze wiosennej trawy. To twoja cena za mnie. Ale masz możliwość zadania jednego pytania. Chciałabym, byś się głęboko zastanowił. Tak głęboko, jak sięga moja toń.
Fale ustały. Zielony Pies poczuł ogromną niepewność i jeszcze większy strach, ale wiedział dokładnie, jakie pytanie ma zadać. Szepnął:
- Chciałbym odnaleźć Zaczarowanego Latawca. Czy mi się to uda?
Tylko jedna fala przybiegła do brzegu po chwili, a wraz z nią tylko jedno słowo:
- Nie.
Przez chwilę Pies milczał. Po czym odwrócił się i ruszył przed siebie w tym czarodziejskim miejscu. Zostawił za sobą Wodę Pytań i o wiele wiele więcej. Zielone Psy nie potrafią płakać. Ale potrafią być smutne. I potrafią cierpieć…
Na chwilę przystanął i wyciągną zieloną głowę do góry węsząc. Położył się na trawie pachnącej mleczem i zamknął oczy.
- Okruszku… - Szepnął i zapadł w sen.
Obudził się w środku lasu. Nie widział nic wkoło, bo panowała bezksiężycowa noc. Las rozpoznał po zapachach. Usłyszał też dalekie ludzkie głosy. Nie podnosił się. Leżał z pyskiem przy ziemi i podniesionymi uszami. Nie lubił ludzi. Bał się ich i dlatego tak ich unikał. Nie wiedział, co ma robić? Czy wrócić na swoją łąkę, czy też ruszać dalej? Nie miał przy sobie Okruszka, wiec żadna iskierka nadziei nie błyskała w zielonej główce. Usłyszał też od Wody Pytań, że Latawca nie odnajdzie…
Zielony Pies podniósł się cicho. O suchą gałązkę sosny wytarł przybrudzoną wilgotną ziemią łapę i opuścił uszy.
Powoli ruszył w kierunku ludzkich głosów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wszystko o Psach Strona Główna -> Nasza twórczość / Literacko Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin